I klęcznik, i klawiatura
Magdalena Hodak/ Polska Dziennik Łódzki (23 września 2007r.)
W środowisku księży krąży opinia, że gdy tylko pryncypałowie wykryją tzw. zespół kapłańskiego ADHD, to nie ma zmiłuj. Jak nie pomoże zwykłe braterskie upomnienie, wysyłają na "leczenie" na wieś, gdzie mieszkańcy twardo ...
Do niezłomnych jednak świat należy. 44-letni ksiądz Jarosław Burski eksplodował pomysłami m. in. w Tomaszowie Mazowieckim i Łodzi. Kiedy cztery lata temu dostał przeniesienie do wsi Wadlew pod Bełchatowem, nie przeraził się. I wadlewiaków także nie przeraziły jego pomysły. Mało tego, nie wyobrażają sobie rozstania ze swoim proboszczem. Wadlewianka, odbierająca telefon pod numerem Ochotniczej Straży Pożarnej, z przejęciem opowiada, że proboszcz sprowadził do wsi... balon.
- Bałam się modlić, latając balonem ponad polami, ale inni byli odważniejsi. Za to chętnie przychodzę na biesiady przed kościołem - wyznała nasza rozmówczyni.
Ksiądz Jarosław Burski zdążył przyzwyczaić najmłodszych do przejażdżek na quadzie, a w lipcu skompletował grupę seniorów i wyruszył z nimi do Gdańska na... zwiedzanie.
Dotknięcie monstrancji
Awangardowa smykałka duszpasterza nie ominęła liturgicznego gruntu. Niedawno zaproponował mieszkańcom nietypową adorację Najświętszego Sakramentu. Duchowny ustawił monstrancję na postumencie między ławkami, a zaprzyjaźnieni jazzmani zagrali m. in. Bregovica i muzykę z filmu "Gladiator". Dodatkową atrakcją była możliwość dotknięcia monstrancji.
- Czułam się, jakbym dotykała samego Pana Boga, wszystko inne stało się wtedy nieważne - relacjonuje Wanda Michalewska, emerytowana stomatolog.
Ksiądz Sławomir Sosnowski z komisji liturgicznej Kurii Archidiecezji Łódzkiej zauważa, że sposób eksponowania monstrancji w Wadlewie jest sprzeczny z przepisami liturgicznymi, które mówią o wystawianiu Najświętszego Sakramentu na ołtarzu bądź w kaplicach adoracyjnych. Ostrzega, aby czynność liturgiczna nie przerodziła się w teatralny show.
Wielebnego nowatora popiera jednak ksiądz doktor Mateusz Matuszewski, teolog, konsultor Komisji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów przy Konferencji Episkopatu Polski. - On jest wzorem dla leniwych kapłanów! Znalazł nowy język liturgiczny, który dotarł do parafian. Ten kapłan jest prawdziwą perłą, ponieważ przyciąga ludzi do Kościoła.
Ksiądz Matuszewski podkreśla, że trzeba mieć odwagę i wytrwałość, by wyjść z utartych schematów, gdzie nikt już od nikogo niczego nie wymaga.
- Kto przeczyta nudny, suchy tekst, kto zwróci uwagę na banalny tytuł w gazecie? - argumentuje ks. Mateusz Matuszewski. - Kto przyjdzie na rekolekcje reklamowane plakatami świętych z przekrzywioną głową, gdzie będą informacje w wykładowo-uczelnianym stylu. Czasem trzeba prowokować. Chodzi jednak o to, by to nie było tylko hecą dla hecy, miało głębszy sens i skutkowało pogłębieniem życia religijnego.
Zmysłowa koncepcja Kościoła
Wacława Drabikowska, dziewięćdziesięcioletnia emerytka z Łodzi, analizuje, że najwyraźniej "starszy" Kościół bardziej "wchodził" przez nos, zaś dzisiejszy - przez oczy i uszy. Jej zmysłowa koncepcja Kościoła opiera się na własnych spostrzeżeniach.
- Ze świątyń przedwojennego Wilna pamiętam księży ciągle machających kadzielnicami i gęsty dym spływający na wiernych z prezbiterium. - wspomina pani Wacława. To usposabiało. Ludzie klęczeli ze spuszczonymi głowami. Dziś to już raczej nie do pomyślenia. Mój cioteczny prawnuczek patrzy księżom prosto w oczy i rwie się do polemizowania.
Mariola Czekalska, pięćdziesięciolatka z Pabianic, dawno przestała chodzić na mszę dla dorosłych.
- Nudne są. Msze dla dzieci są o wiele weselsze, coś się wtedy dzieje - oznajmia.
Luzacki strój nie przystoi
Nie zawsze wesoło znaczy właściwie. Ze strony łódzkiej parafii pw. Świętej Rodziny musiało zniknąć zdjęcie roześmianego wikarego Ireneusza Węgrzyna (40 lat) w podkuszulku z reklamą parafialnej strony internetowej, a także numery komunikatora Gadu-Gadu. W kurii zwrócili uwagę, że zbyt luzacki strój kapłana to uszczerbek dla powagi Kościoła. Sytuację pogorszyła fotografia księdza w koszulce w bulwarowej gazecie. Teraz fotka jest tradycyjna, ale choć wikary jest w złotym ornacie, minę ma skwaszoną.
- Może i lepiej, żeby na kościelnej stronie ksiądz był w stroju służbowym - przyznaje ks. Czesław Duk, przedstawiciel starszego pokolenia duchownych. - Nie ma o co kopii kruszyć. Internet ma swoje wady. A skąd ja wiem, czy na Gadu-Gadu ktoś sobie żartów nie robi, czy kogoś nie udaje. Lepiej spotkać się osobiście, porozmawiać. Poza tym każdemu księdzu dobrze zrobi czas spędzony na klęczniku, zamiast godzin nad klawiaturą.
Nieoczekiwane rezultaty
Oderwanie od komputera może czasem przynieść nieoczekiwane rezultaty.
- Ksiądz Węgrzyn wymyślił, żeby zrobić z nas podstawki do monstrancji z okazji ostatniej procesji Bożego Ciała. Zechcieliśmy, oczywiście, zostać symbolami żywego Kościoła - mówi z przejęciem Magda, studentka pedagogiki na Uniwersytecie Łódzkim. - Strasznie się denerwowaliśmy, bo było gorąco, więc mogliśmy zemdleć. Wtedy Najświętszemu Sakramentowi groziłby upadek!
Ksiądz Grzegorz Bieniek, wikary z parafii św. Rodziny, oderwał się od Internetu tak dalece, że ma w stawie biodrowym dwie śruby. To pamiątka po maratonie w Bełchatowie. To nie zniechęciło go do niezwykłych pomysłów. W Boże Narodzenie dzieci na znak księdza Bieńka zabrały się za pieczenie ciasta. Nikt nie protestował, że to świętokradztwo, choć akcja toczyła się na stoliku przed ołtarzem.
Półtora roku temu zawrzało potężnie po ukazaniu się napisanej slangiem "Dobrej Czytanki wg św. zioma Janka". Księża podzielili się na zwolenników i przeciwników takiej wersji ewangelii. Przekład skrytykowała Rada Języka Polskiego, która uznała, że prymitywizuje i desakralizuje on treść Biblii.
- Uznane teksty przekształcane na gwarę czy młodzieżowy slang zamieniają się w parodię - zaznacza wybitny językoznawca profesor Jerzy Bralczyk. - Taki jest ostateczny wydźwięk eksperymentu.
Pamiętnik ojca Kleszcza
Kontrowersje wzbudził także skromny pamiętnik internetowy franciszkanina Piotra Kleszcza z parafii Matki Bożej Anielskiej w Łodzi. Zakonnik dzielił się w Internecie wszystkim, co go "zachwyca i niepokoi", niósł pociechę cierpiącym, pocieszał strapionych. Z wirtualnej lektury można było dowiedzieć się na przykład, że wizyta u fryzjera odmładza księdza Piotra o 10 lat, że lubi chodzić z dziećmi na basen, a jego komputer często atakują wirusy. Duchowny odczuwa czasem moralne niepokoje ("Chciałem pogodzić ludzi, a jeszcze bardziej ich pogrążyłem") i przemęczenie ("Jestem dziś strasznie zmęczony: szkoła, świetlica i chórek. Nie mam już sił").
Niestety, trzeba było niedawno skończyć z tą twórczością, bo krytykowane przez kapłana osoby, choć nie występowały z nazwiska, poskarżyły się przełożonym Piotra Kleszcza.
Ojciec Mirosław Bartos, przewodniczący Komisji ds. Wychowania i Formacji Prowincji Matki Bożej Niepokalanej, tak mówi o przypadku franciszkanina: - Blog miał, rzeczywiście, swoje dobre strony, ale nie wszyscy chcieli w nim występować. Stąd taka decyzja.
Internauci od razu zareagowali. Irena z Zamościa: "Codziennie sprawdzam pamiętnik... brakuje mi go bardzo... ufam jednak, że znów się pojawi...".
Ojciec Piotr Kleszcz w duchu zakonnej pokory uznał decyzję przełożonych za głos Niebios. "Myślałem, że Pan Bóg będzie z tego zadowolony, a także św. Maksymilian, który dążył do posługiwania się jak najnowocześniejszymi środkami do szerzenia Królestwa Bożego na ziemi" - napisał do czytelników w pożegnalnym słowie.
Boże, Ty widzisz ludzką inwencję i grzmisz?
Magdalena Hodak
|