Co ksiądz ma w szafie?
Joanna Leszczyńska/ Dziennik Łódzki (8 kwietnia 2011r.)
„Pokaż mi swoją szafę, a powiem ci, kim jesteś". To pytanie można zadać nie tylko ludziom świeckim, ale też kapłanom. Ich szafa też wiele o nich mówi: czy są przywiązani do tradycji, czy hołdują nowoczesności, czy są estetami, są hojni wobec Pana Boga, czy przeciwnie. A może ulegają pokusom snobizmu? Św. Josemaría Escrivá de Balaguer, hiszpański ksiądz, żyjący w pierwszej połowie XX wieku, głosił, że chrześcijanin powinien doskonalić się w sposobie ubierania się, tak by prezentował się schludnie, skromnie, ale elegancko i godnie. Kapłani starają się wziąć to sobie do serca. W końcu ich też dotyczy zasada: "Jak cię widzą, tak cię piszą".
Duchowni mają dwie szafy: prywatną i służbową. Służbowa jest własnością parafii czy klasztoru. Znajdują się w niej szaty liturgiczne: alba, komża i ornat. W prywatnej zazwyczaj jest to, w
czym chodzi na co dzień, czyli sutanna i ubrania, jakie nosi każdy człowiek. Piotr Fischer z Gutowa Wielkiego koło Wrześni kiedyś uczył w szkole, dziś szyje szaty liturgiczne, głównie sutanny, ale też komże, alby, ornaty. Większość sutann szyje z tropików, które można prać w wodzie,
co jest ważne, bo przecież sutannę ksiądz nosi na co dzień.
– Z reguły księża są wymagającymi klientami – mówi Piotr Fischer. – Często są niezdecydowani i kapryszą. Próbują przekonywać: "To można by zrobić tak, a to inaczej." Tłumaczę sobie, że jak każdy stary kawaler ksiądz też a swoje dziwactwa. Najtrudniejszy klient to klerycy w seminarium. Narzekają, że tu coś się marszczy, a tu ciągnie, a po prostu jeszcze nie wiedzą, jak się nosi sutannę.
Kapłan, który trafi do firmy Danuty Kot w Warszawie może być zdumiony, widząc że sutanny sąsiadują obok śmiałych sukni estradowych i wieczorowych. Ale konkurencja w branży liturgicznej jest duża i trzeba sobie radzić.
– Szyjemy sutanny na zamówienie – mówi Danuta Król.– Często przychodzą księża o nietypowych sylwetkach. Przeważnie tędzy. Kiedyś nieomal zabrakło mi miary, bo ksiądz miał w pasie 150 centymetrów. Czasami wystarczy jedna przymiarka, sporadycznie muszą być trzy. To zależy jak trudna jest sylwetka. Niekoniecznie musi się to wiązać z tuszą. Szczupła sylwetka też może być trudna. To zależy od proporcji.
Marcin Szewczyk, współwłaściciel łódzkiej firmy Scapha, szyjącej szaty liturgiczne (niegdyś dziennikarz radiowy), twierdzi, że wielu księży jest świadomych, że przez swój wygląd też przyciągają
wiernych do kościoła. Tak jak ważne jest, by kościół był dobrze nagłośniony, dobrze oświetlony, ogrzany i czysty, aby były w nim porządne organy i organista czysto śpiewał, ważne jest i to, by
szaty liturgiczne były godne tego miejsca.
– Dziś w sklepach jest masówa – uważa ojciec Tomasz Alexiewicz, dominikanin, do niedawna związany z łódzkim zakonem dominikanów, a dziś ze szczecińskim. – A ja lubię szaty liturgiczne oryginalne, piękne. I nie znoszę kiczu. Ideałem jest dla mnie ornat ręcznie
wykonany, z prostego, nie świecącego materiału, na którym symbole
religijne są jednoznaczne i nie upiększane.
Współczesny ornat może być dziełem sztuki, który cieszy oko i niesie radość z obcowania z tajemnicą Sakramentu Eucharystii. Ojciec Aleksiewicz doświadczył tego. Odprawiał kiedyś mszę w pięknym ornacie góralskim, uszytym z grubego materiału, z jakiego są wykonywane parzenice góralskie. Zrobił go prawdziwy artysta. Czegoś równie pięknego nie kupi się w żadnym sklepie z dewocjonaliami, w które obfituje dziś rynek.
Ornaty nie są własnością kapłana, ale parafii lub klasztoru, chyba że
otrzymał je w podarunku.
(...)
Ks. Jarosław Burski z parafii w Wadlewie w powiecie bełchatowskim ma ich około 15.
– Pani też nie chodzi w jednej sukience na wszystkie uroczystości – mówi ks. Burski. – Kolory ornatów są związane z okresami liturgicznymi, a więc nie można ich używać jednocześnie. Poza tym nieraz w liturgii uczestniczy kilku księży. Nie bardzo też myślę o nich jak o moich ornatach, bo te szaty są związane nie ze mną, ale z parafią. Ksiądz zmieniając parafię, garnitur zabiera ze sobą, ale ornaty zostawia.
Najdroższy ornat w szafie parafialnej w Wadlewie kosztował około 1600 złotych. Ksiądz Burski kupił go dwa lata temu we Włoszech.
– Kosztował tyle, co dobry garnitur – przyznaje ks. Burski. – Ale ja bym sobie garnituru za tyle pieniędzy nie kupił. Przyznałem się parafianom, ile zapłaciłem. Jak na całą parafię, jest to wydatek do
udźwignięcia. Przyjęli to ze zrozumieniem, a nawet cieszą się z tego. W czasie liturgii to oni na niego patrzą, a nie ja. Staram się uczyć ich takiego hojnego podejścia. Dlatego wiele rzeczy, które kupujemy
na potrzeby liturgii jest relatywnie drogich. Często sugeruję, że idąc do kościoła powinniśmy zakładać najlepsze ubrania, a nie te, w których chodzimy do szkoły czy marketów.
(...)
Garnitur Pana Boga
Z ks. Jarosławem Burskim, proboszczem parafii w Wadlewie (pow. bełchatowski) rozmawia Joanna Leszczyńska
- Czy ma ksiądz swój ulubiony ornat?
- Są ornaty, w których czuję lepiej, a w innych gorzej. Uznaję zasadę: w prostocie piękno. Ornat trochę ma mówić o rzeczywistości Bożej Królestwa niebieskiego, która jest doskonała i ornat też powinien być doskonały. Powinien być bardzo piękny, a nie utkany kiczowatymi świecidełkami, a takich jest niemało. Ornat jest częścią liturgii a ta opowiada ludziom o Bogu - a więc o absolutnej doskonałości.
Powinien być w pewnym sensie dziełem sztuki. Myślę, że Bóg jest pierwszym znawcą sztuki.
- Takie dzieło sztuki ksiądz ma u siebie?
- Mam. Jest to włoski ornat, który zakładam na święta maryjne. Wykonany jest z wełny z niewielką domieszką autentycznej złotej nitki i syntetyku. Jest w kolorze błękitnym, ale sam środek z przodu i z
tyłu jest złoty - ale bardzo delikatnie złoty. Kupiłem go w Rzymie, w jednym ze świeckich sklepów przy Watykanie. Był drogi.
- Ksiądz jest rozrzutny?
- W tym się przejawia nie rozrzutność, ale hojność wobec Pana Boga. Gdyby miała pani kupić garnitur Panu Bogu, to by pani też nie oszczędzała i pewnie szukała w sklepach z górnej półki. Zależy mi też na dobrej jakości i pięknych naczyniach liturgicznych i bieliźnie liturgicznej, czyli obrusach, ręczniczkach liturgicznych z białego płótna. To też mogą być małe dzieła sztuki, delikatnie haftowane, z niesamowitą klasą i smakiem. To też musi być wymieniane. Nie może służyć w nieskończoność. Dużo takich rzeczy jest w Częstochowie, można je też kupić we Włoszech.
- Najdroższy ornat w księdza szafie?
- To jest właśnie ten włoski. Najdroższy, jaki widziałem na targach kosztował około 3 tysięcy. Był bogato haftowany. Pasowałby bardziej do kościoła barokowego. Ornat też musi pasować do kościoła. Mój kościół jest w stylu nowoczesnym. Ma niewiele ponad 10 lat. Wykończony trochę w stylu etnicznym. Niektóre elementy roślinne, ludowe występują w witrażach, w rzeźbach, na ławkach, w dywanach, nawet w takich drobnych elementach jak pociągadełko dzwonka. To wszystko powinno zagrać razem. Nawet okładki, w których zabieram do ołtarza jakieś teksty staram się aby nie gryzły się z kolorem ornatu. Słyszę nieraz jak parafianie szczycą się tym, że w naszym kościele jest pięknie pod każdym względem. Poza tym - widząc tyle bezguścia - liturgia i to co ludzie w niej widzą oczami może kształtować ich gust, a to już wyzwanie i odpowiedzialność.
- Ksiądz jest estetą...
- Lubię patrzeć na piękno. Powinniśmy otaczać się pięknem a nie brzydotą. Może sami staniemy się wtedy piękniejsi i lepsi. Zawsze zapraszam znawców, architektów, jeżeli coś nowego do Kościoła wprowadzam. Pytam, czy to ma sens, czy to będzie ładnie i czy z resztą się nie pogryzie. Dużo pięknych ornatów kupuję w łódzkiej firmie SCAPHA, jej właściciele to pasjonaci i artyści.
- Kiedy ksiądz przyszedł do parafii, to zastał też zapewne ornaty po poprzedniku...
- Tak. Ale jest to naturalne, że z czasem się je wymienia. I jest to moment, w którym ujawnia się indywidualny gust księdza, który odpowiada za ich kupno. W Kielcach są organizowane targi "Sacroexpo". Można tam spotkać wiodące firmy europejskie. Jednak ceny są jeszcze dla nas zbyt wysokie choć nieraz warto zaszaleć. Hojność w tej dziedzinie się zwraca.
- W jaki sposób?
- W postaci błogosławieństwa Bożego dla ludzi, którzy pokazują, że potrafią sobie kupić ładne rzeczy, ale jakby chcieli Pana Boga też ubrać jeszcze ładniej. Ludzie na wsi zaczynają kupować markową odzież, kosztowną, wiedząc, że aby coś było ładne i dobre, musi kosztować.
- Co ksiądz sądzi o księżach, którzy celebrują mszę w starych, poplamionych ornatach?
- Takie zaniedbanie to obraza Pana Boga. Jeżeli ksiądz prywatnie chodzi ładniej i kosztowniej ubrany niż ubiera się do liturgii, świadczy to o tym, że coś z duchowością jest u niego nie w porządku. Zwykle w tych parafiach, przy których są siostry zakonne wszystko jest zadbane i czyste. Kobiety z natury bardziej dbają o to niż mężczyźni. Natomiast, kiedy sami mężczyźni się tym zajmują, jest różnie. Ale coraz więcej księży dba o stroje liturgiczne.
- A co się dzieje z ornatami czy sutannami, które w danej parafii nie pasują na żadnego z księży?
Jest taki zwyczaj, że sutanny, które już na księży nie pasują bo są już zbyt ciasne a niezbyt zniszczone przekazujemy klerykom a oni je "docierają" chodząc na co dzień np. na wykłady w Seminarium. Ornaty, które jeszcze nadają się do użycia, przekazuję mojemu koledze, który pracuje za wschodnią granicą.
- Gdzie ksiądz kupuje ubrania świeckie? Jeździ ksiądz np. do Manufaktury?
Czasami tak. W Częstochowie jest wiele sklepów dla duchowieństwa. Tam można kupić spodnie, kurtki, skarpetki, buty, bieliznę, komunikanty, kielichy - wszystko. Uważam, że ksiądz nie powinien być dyktatorem mody. Ludzie mogą to nienajlepiej odbierać, i ja to rozumiem. Nie tego ludzie od nas oczekują, byśmy nadążali za modą lub byli jej dyktatorami. Pewnie, że ksiądz nie powinien być rażąco i komicznie niemodny czy ubrany archaicznie, ale gdy pokazuje, że zbyt dokładnie śledzi modę na pewno nie umacnia swojej pozycji duszpasterza.
- Kupuje sobie ksiądz garnitury czy buty z mięciutkiej skóry we Włoszech?
- Nie. Polskie marki są wystarczająco dobre. Jestem typem sportowym i nie kocham garniturów. Mam garnitur PAWO i jakiś jeszcze, ale naprawdę nie pamiętam.
- Garnitur Armaniego mierzył kiedyś ksiądz, będąc we Włoszech?
- Nie. Myślę, że ja bym się źle czuł w czymś takim. Podobnie bym się czuł, gdybym jeździł mercedesem czy leksusem choć od dziecka uwielbiam motoryzację. Jeżdżę fiatem. Wszystkie marki, które są kojarzone z prestiżem i bogactwem, nie będą nam nigdy służyły. Ale takie decyzje muszą być szczere.
- Jakich firm buty ksiądz kupuje?
- Naprawdę nie pamiętam. Najważniejsze, żebym się w nich dobrze czuł. Rzecz musi być ładnie uszyta, względnie dobra i żeby młodzi gdy idę z nimi do kina nie mówili, że robię obciach. (śmiech) Znajomość marek kojarzy mi się ze snobizmem. Snobizmem nawet w dobrym wydaniu, ale zostawiam to ludziom świeckim.
- Ulubiony kolor koszuli?
- I teraz wypada mi powiedzieć, że czarny. Praktyczny, bo nie mam żony, która by mnie oprała, a więc plamy są mniej widoczne. Ale chyba nie. Nie czarny. Stawiam na niebieski, choć trudno powiedzieć... Jak założę koszulę i mój widok mnie nie przeraża, to jest dobrze. Chyba unikam kolorów syntetycznych.
- Zwraca ksiądz uwagę, by kolor był do twarzy, by cera jaśniała?
- Nie.
- Ma ksiądz swojego stałego fryzjera?
- (śmiech) Mam. To moja parafianka, która ma zakład w sąsiedniej parafii. Ona mnie już nie pyta, jak ma mnie ostrzyc. Tylko siadam i rozmawiam o zwykłych rzeczach. Kiedyś w kościele rzuciła mi: "zapraszam", co oznaczało, że w jej fachowej ocenie już czas.
- Czy ksiądz był w SPA, aby się zregenerować?
- Nie, Zostawmy to ludziom świeckim. Nie słyszałem zresztą, by moi koledzy księża odwiedzali SPA.
- Ale ksiądz też jest człowiekiem i potrzebuje się zregenerować
- Jest bardzo dużo miejsc, w których mogę zregenerować siły. Niekoniecznie musi to być SPA. Dbam o kondycję. Bardzo lubię pływać. Chodzę często na basen i nieraz wchodzę do sauny, ale to nie jest chyba jeszcze SPA. Lubię odpoczywać na łonie przyrody, nad wodą. Nie muszą mi wtedy śpiewać ptaki z głośników i nie muszę leżeć w wannie. Kocham naturę.
Joanna Leszczyńska
|