Wspomnienia o ks. Jarosławie Burskim
Nam się wydaje, że ksiądz zaraz wróci... Ks. Jarosława Burskiego wspominają ludzie z całej Polski
Magdalena Buchalska-Frysz/naszemiasto.pl (15 lipca 2011r.)
Tłumy ludzi pożegnają jutro ks. Jarosława Burskiego, proboszcza parafii w Wadlewie, który w poniedziałek zginął w wypadku motocyklowym. Do Wadlewa dzwonią ludzie z całej Polski, którzy znali duchownego. - Jak to? - pytają. - Miał przecież jeszcze tyle do zrobienia, tyle pomysłów i planów.
Wydaje nam się, że księdza nie ma, bo po prostu wyjechał - parafianie wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało. - Przecież często wyjeżdżał i wracał.
Powoli jednak uczucie niedowierzenia zastępuje ból i pustka, której pewnie długo nie da się wypełnić. Przed kościołem ze zdjęcia do parafian uśmiecha się ksiądz Jarosław. Wkoło stoją kwiaty i znicze przynoszone przez wiernych. Wszystkie białe i czerwone.
- Nie lubił pstrokacizny - mówi Bożena Zielińska, wójt Drużbic, która zaangażowała się w przygotowania uroczystości pożegnalnych proboszcza. Pilnuje, by wszystko było jak trzeba, bo jak mówi, on pewnie krytykowałby z góry.
- Zadzwonił do mnie w niedzielę wieczorem - wspomina. - Bożena, mówię ci! Ale mam zdjęcia z Alp! - opowiada wójtowa. - Często się spotykamy i rozmawiamy - dodaje. Tak jak wielu innych parafian nie mówi o proboszczu w czasie przeszłym.
W poniedziałek ksiądz Jarosław Burski pojechał swoim motocyklem do Bełchatowa. załatwiał jakieś sprawy w Urzędzie Skarbowym i ZUS. Wracał koło południa. Na remontowanym odcinku drogi, pomiędzy Kałdunami a Rasami, wyprzedził autolawetę. Później chciał wrócić na prawy pas. Tam jednak asfalt był kilka centymetrów wyższy. Motocykl zachwiał się, zarzuciło go, przejechał przez rów, otarł się o drzewo i spadł. Takie przynajmniej na tę chwilę są ustalenia policji.
Ksiądz Burski w ciężkim stanie trafił do szpitala. Przez kilka godzin lekarze walczyli o jego życie, jednak bez skutku.
Czy jechał za szybko? Niewiadomo, to wyjaśni policja, ale jak mówią mieszkańcy Wadlewa, to dziś chyba nie ma znaczenia. Choć wielu przyznaje, że ksiądz kochał jeździć - samochodami, motocyklami, kładami. Szybko.
Wiadomość o wypadku błyskawicznie obiegła parafię, w domach rozdzwoniły się telefony. Do szpitala pojechała dyrektor miejscowej szkoły.
- Mieliśmy jeszcze nadzieję, że z tego wyjdzie - mówi Bożena Wojtyra z Wadlewa. - Kiedy dyrektor wróciła ze szpitala, nic nie musiała mówić. Wiedzieliśmy, co się stało.
Wieczorem odprawiono w Wadlewie mszę w intencji księdza. Ludzi przyszło tak dużo, że nie zmieścili się w kościele. - I ta cisza, która wtedy zapadła - zawiesza głos Małgorzata Góral z pobliskiego Chynowa.
Małą parafię w Wadlewie, która dziś ma ok. 1300 wiernych, ksiądz objął 9 lat temu. I od początku zaczął wcielać w życie swoje oryginalne pomysły, które dziwiły, ale i przyciągały do niego zarówno dzieci i młodzież, jak i seniorów. Zabierał ich w góry i nad morze, zorganizował kino w Wadlewie, wyjeżdżał z nimi na premiery teatralne i muzyczne, uczył fotografii, jazdy na nartach, organizował wieczory muzyczne, zaduszki bluesowe na cmentarzu.
Wadlew był też bohaterem programów w ogólnopolskich stacjach telewizyjnych. Ksiądz kazał powiesić przy wejściu do kościoła lustro, żeby... parafianki mogły się w nim przejrzeć przed rozpoczęciem mszy i "ładnie wyglądały przed panem Bogiem".
Ksiądz dostarczał też sporo adrenaliny. Zorganizował np... loty balonem dla parafian czy przejażdżki samochodem rajdowym z "prawdziwym" kierowcą. Były też biesiady seniorów z jadłem i tańcami oraz spotkania młodych. Zapraszał znanych ludzi, którzy opowiadali o swoich pasjach. Sam miał ich bardzo wiele - nurkował, miał licencję kierowcy rajdowego, malował, rzeźbił, znał się na muzyce, fotografował.
- Pasjonował się samochodami - mówi Maciej Wisławski, pilot rajdowy, który znał księdza Burskiego. - Przyjechał do mnie kilkanaście lat temu, wtedy, kiedy odnosiliśmy z Krzysztofem Hołowczycem sukcesy. Miał takie cinquacento zrobione na rajdowe. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy. Wiedział, jak dotrzeć do młodzieży. Było mi bardzo przykro, gdy się dowiedziałem, co się stało.
Do Wadlewa na zaproszenie księdza przyjechał też m.in. Marek Kujawiński, łódzki alpinista.
- Nie znaliśmy się wcześniej, nawet nie pamiętam, w jakich okolicznościach zostałem zaproszony do Wadlewa - opowiada. - Pojechałem spotkać się z młodzieżą i na miejscu poznałem ks. Burskiego. Zapamiętałem go jako niezwykle sympatycznego i energicznego człowieka.
Parafianie dodają też, że to był, przynajmniej dla nich, bardzo nowoczesny ksiądz....
Parafianie dodają też, że to był, przynajmniej dla nich, bardzo nowoczesny ksiądz.
- Ale bardzo łatwo nawiązywał kontakty, szybko zjednał sobie serca ludzi - mówi Małgorzata Góral. - Przyjeżdżała nawet młodzież z okolicznych parafii.
Ks. Jarosław Kłys, przewodniczący Wydziału Duszpasterstwa Młodzieży Archidiecezji Łódzkiej, znał księdza Burskiego prywatnie, jeszcze z seminarium.
- Nadawaliśmy na tych samych falach - mówi. - Ksiądz miał wiele pomysłów, ale wszystko było w zgodzie z duchem radości chrześcijańskiej. Wiele takich rzeczy robimy tu w wydziale, no może oprócz lotów balonem.
Za czasów ks. Jarka do kościoła zaczęło przychodzić więcej ludzi.
- Nawet działkowicze bardzo polubili naszą parafię - mówi Bożena Wojtyra. - Z nadejściem lata na mszach zawsze jest więcej ludzi - dodaje.
Jak będzie teraz? Mieszkańcy na razie się nad tym nie zastanawiają. Dopiero po pogrzebie zapadną w Kurii decyzje, kto zostanie nowym proboszczem w Wadlewie. - Pewnie każdy ksiądz będzie porównywany z księdzem Jarkiem - przyznaje Małgorzata Góral.
- Chyba tylko ks. Tomek mógłby go tutaj zastąpić - mówi Bożena Zielińska. - Był wikarym w Drużbicach. Doskonale się rozumieli. On mógłby kontynuować to, co proboszcz zaczął. Niewykluczone, że zwrócimy się z tym pomysłem do Kurii.
Chcieliby też uczcić pamięć zmarłego księdza.
- Powiedział kiedyś, że chyba nigdzie nie może być szczęśliwszy niż tutaj, w Wadlewie - mówi Małgorzata Góral.
Do dokończenia pozostaje też kilka rzeczy, które zaczął proboszcz, ale nie zdążył skończyć.
- Ciągle coś robił - mówi Bożena Zielińska. - Bardzo chciał wymienić witraże, część już się udało, ale to bardzo kosztowne.
Parafianie pewnie pomogą. Rodzina i przyjaciele księdza poprosili, by zamiast kwiatów na pogrzeb, pieniądze wpłacić na konto. Przeznaczone zostaną na zakup witraży okiennych do kościoła w Wadlewie. "Umieszczenie witraży w kościele było dla księdza Jarka bardzo ważnym celem i cieszył się, że projekt powoli zaczyna przybierać realne kształty" - podaje Archidiecezja Łódzka.
Ksiądz Burski w kapłaństwie spędził 24 lata.
- Bożena, a zrobisz mi jubileusz?- zapytał kiedyś panią wójt. Miał obchodzić go w kwietniu przyszłego roku. Wójt wpisała w swój telefon przypomnienie na marzec 2012 r. - Nie wykasuję - mówi i dodaje. - Miał 49 lat, 24 lata był kapłanem. Zabrakło mu tego roku...
Dziś w Wadlewie rozpoczną się uroczystości pogrzebowe. Od godz. 13 do 18 w kościele wystawione zostanie ciało księdza. O godz. 15 biskup Adam Lepa odprawi mszę pogrzebową. Dla tych, którzy nie zmieszczą się w kościele, na placu kościelnym stanie sześć dużych telewizorów plazmowych, które będą transmitować uroczystość.
W sobotę w Justynowie za Łodzią, w parafii, w której proboszczem jest brat ks. Burskiego, odbędzie się pogrzeb. W wadlewskim sklepie, gdzie ksiądz zawsze robił zakupy, prowadzone są zapisy dla tych, którzy chcą jechać na uroczystość.
naszemiasto.pl/ Piotrków Trybunalski
Ks. Jarek po prostu dostał awans!. Tak to sobie trzeba tłumaczyć, tylko, że na jego dotychczasowe stanowisko ciężko będzie znaleźć kogoś odpowiedniego. Był osobą niezastąpioną.
FBN (18 lipca 2011r.)
Czyli zginął człowiek,który mógł swoim stylem bycia i metodami pracy przyciągnąć nowych wiernych do kościoła...Niestety już nie:(. "Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie..."
Marcin (15 lipca 2011r.)
A mnie kiedyś parę lat temu z koleżanką zabrał na "stopa".. Nie zapomnę tego nigdy jak nam, wtedy studentkom, opowiadał jaką to ma fajną "knajpkę" tu niedaleko, i że jak chcemy to możemy wpaść. Spytałyśmy gdzie ta "knajpa", a on nic tylko "zaraz, zaraz, chwileczkę". Po chwili mówi - no to tutaj, po prawej stronie, ten duży, czerwony budynek. Spojrzałyśmy gdzie wskazał a tam... kościół :) No i się wszystko wyjaśniło. Opowiadał o tym wszystkim o czym w tym artykule jest napisane. O swojej pracy, parafianach, bardzo ciepło mówił o starszych paniach, które rozpieszczają go na każdym kroku.
Od tamtej naszej krótkiej, wspólnej podróży minęło wiele lat a ja wciąż ją pamiętam. I choć jestem niewierząca, pamiętam jak Ksiądz zapraszał do siebie na herbatę i rozmowę. Zawsze kiedy przejeżdżałam przez Wadlew przypominałam sobie o Nim i o Jego zaproszeniu. Teraz żałuję, że już nie będę miała okazji z niego skorzystać...
Łączę się w bólu z wszystkimi, dla których Ksiądz Burski był kimś więcej niż tylko duchownym. Łączę się w bólu z wszystkimi, dla których był przyjacielem. Tacy dobrzy ludzie jak On, nie powinni tak szybko odchodzić.
Magda (15 lipca 2011r.)
|